Koronawirus a HSŁ

No właśnie ja zrozumiałem twój post w taki sposób, że sugerowałeś, że są wprost proporcjonalne – ale jeśli nie, to okej, wyjaśnione.

Nie wiemy, jaka jest ta proporcjonalność przy Omikronie.

Po prostu ja zwróciłem uwagę na to, że nowy wariant może powodować bardzo dużą liczbę zakażeń, ale też małą liczbę hospitalizacji i zgonów. I to jest coś, czego naukowcy przy kolejnych wariantach się spodziewają. Z tego co widać, raczej nie nastąpi to jeszcze przy Omikronie (choć widać tendencję w tym kierunku).

Zastanawia mnie na ile obniżona śmiertelność kolejnej wersji/fali whatever jest wynikiem :

  1. Odporności nabytej przebyciem poprzedniej wersji/szczepieniem
  2. Wymarciem jednostek słabszych
  3. Ewentualną mniejszą “zjadliwością” kolejnej wersji
1 polubienie

Powiem tak - moim zdaniem najkorzystniej byłoby dbać o to, żeby w spejsie były tylko osoby zaszczepione (pomijając te nie mogące się zaszczepić ze względów medycznych) w maseczkach. Chyba już wiemy, że osoby zaszczepione też zarażają, więc lepszą opcją jest po prostu używanie maseczek.

Kto miałby tego pilnować. Osobiście ja chętnie to zrobię, ale tylko w momencie przebywania w spejsie, bo pilnowanie tego na odległość wydaje mi się niemożliwym. Tzn. po prostu poproszę o założenie maseczek jak wejdę, chyba najprostsza opcja.
Na samym początku się tym mocno przejmowałem, potem już trochę mniej. Ale teraz jak widzę, jak zakorkowana jest opieka zdrowotna (czego byłem świadkiem, będąc w szpitalu, jak mnie uprzejmie poprosili o opuszczenie go po ostatniej kroplówce, kiedy nie czułem się w ogóle na siłach) to z powrotem zaczynam być ostrożniejszy. Wiemy, że maseczki działają i w jakimś stopniu ograniczają przenoszenie się wirusa, wiemy też, że szczepionki w jakimś stopniu działają i dzięki nim mniej osób trzeba hospitalizować. Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy nie wprowadzać zasad. My jesteśmy młodzi, mamy lepsze warunki do obrony przed efektami zarażenia, ale pomyślmy też od osobach starszych z naszego otocznia, żeby im nie zaserwować zbyt dużej dawki emocji oraz nie zaserwować sobie braku transportu do szpitala w momencie nagłej potrzeby z innego, niż Covid19 powodu.

Z drugiej strony jestem w pewnym stopniu hipokrytą, bo zdarzyło mi się przez ostatnie dwa tygodnie być w knajpie bez maseczki, ew. zdejmując ją tylko przy stoliku, aczkolwiek przemyślałem sprawę i dbam o to, żeby jeszcze się ograniczać, bo mimo, iż jestem zaszczepiony to ciągle mogę przynieść tego dziada komuś innemu, kto może nie być zaszczepiony i może nie powiedzieć mi o tym, a potem np. wyląduje w szpitalu, niepotrzebnie zajmując karetkę i/lub łóżko.

Co do punktu 1, to niekoniecznie przebyciem. Dużo ludzi mogło się uodpornić nawet nie wiedząc o tym, bo byli zakażeni bezobjawowo. Chyba, że to też zaliczasz do “przebycia”, ale wydaje mi się, że to trochę inna rzecz od jawnego przechorowania. Bo tak naprawdę (chyba) za bardzo nie wiemy, ile tych osób jest.

Dla mnie jest okej, jeśli ktoś, komu zależy na maseczkach, będzie zwracał uwagę innym, by je nosili.

Sam też dzisiaj w spejsie nie miałem maseczki – ale były nas tam raptem 3 osoby, z czego tylko jedna w ogóle początkowo ją miała założoną, ale potem stwierdziła “walić to”, gdy zobaczyła, że nikt inny ich na sobie nie ma. W dodatku ta maseczka, którą miałem, była już dosyć mocno schodzona, zmiętolona w kieszeni, i noszenie jej było dalekie od przyjemności (w porównaniu nawet z maseczką świeżą).

Ale gdyby ktoś poprosił o założenie maseczek, to bym się dostosował.

Jeszcze jest taka kwestia, że są ludzie, u których maseczki powodują faktyczny duży dyskomfort i utrudniają oddychanie. Dotyczy to ludzi z niektórymi przewlekłymi chorobami układu oddechowego. Mam takiego znajomego (w pracy i tak maseczkę nosi, bo pracodawca tego wymaga – ale to go bardzo męczy). Jeśli ktoś jest w takiej sytuacji, to ja bym to respektował, i nie wciskał mu maseczki na mordę na siłę.

@kpc o przebycie chodziło mi o jakiekolwiek, to nie ma znaczenia czy jawnie czy nie, skutek jest ten sam, nabyta odporność, przynajmniej na jakiś czas

Wydaje mi się, że ta odporność może zależeć od stopnia infekcji… Na moją logikę, krótsza i mniej intensywna infekcja = mniej przeciwciał po niej. Choć dziś mignął mi przed oczami artykuł (prasowy), w którym mówili, że jest odwrotnie, osoby które bardzo mocno chorowały mają mniej przeciwciał. To też ma jakąś logikę.

Pytanie, czy ktoś, kto zetknie się z chorobą, ale nie będzie miał objawów, rozwija dużo przeciwciał. Bo to też może być tak, że trzeba mieć średnio intensywny przebieg choroby, żeby tych przeciwciał mieć najwięcej…