To może ja spróbuję trochę ruszyć temat, a nuż to zachęci innych do odezwania się 
Ja po doświadczeniach ze szkołą długo byłem zrażony do aktywności fizycznej. Miałem wtedy sporą nadwagę i zwykle byłem ostatni lub przedostatni, w grach zespołowych szło mi fatalnie. Mieliśmy pojedyncze zajęcia ze spoko WFistą pod koniec podstawówki, ale to nie wystarczyło żebym zainteresował się tematem. Byłem chyba nauczony takiej bezradności: “nie, to ciało tego nie potrafi, odpuść sobie”. Nie rozumiałem zależności między ćwiczeniem a poprawą rezultatów.
Gdzieś w ~2 klasie liceum kolega zachęcił mnie do pierwszych prób z odchudzaniem. Szybko zacząłem osiągać naprawdę super efekty, okazało się że mam w sobie spory zapas samokontroli. Ten sam kolega dał znać, że jeśli uda mi się zaangażować w jakikolwiek ruch, efekt będzie jeszcze lepszy, więc poeksperymentowałem… i wybrałem brzuszki. Z tego co rozmawiałem z osobami doświadczonymi WFowo, tradycyjne brzuszki to podobno średnie ćwiczenie do rozwoju sprawności, ale wtedy tego nie wiedziałem więc po prostu próbowałem. I od stanu w którym ledwo byłem w stanie wyrobić jednego i musiałem kombinować jak te mięśnie zmusić do współpracy przeszedłem przez kilka dziennie, pojedyncze coraz większe serie do momentu kiedy zrobiłem ~800 w jednej serii i ~200 w drugiej. Zapisywałem progress i to mnie motywowało, bo odkryłem że jestem w stanie doprowadzić celowo do momentu w którym trochę tych kalorii potrafię wypocić i bardzo mnie to zachęcało do kolejnych eksperymentów. Miałem w rodzinnym domu też mini-siłownię z rowerkiem stacjonarnym oraz bieżnią i z tego co pamiętam, te ćwiczenia też udało mi się odczarować (choć z brzuszkami miałem najlepsze efekty).
Potem na jakiś czas odstawiłem ćwiczenia, nadwaga wróciła i do kolejnego sportowego podejścia zachęciła mnie siostra. Chciała zrzucić parę kilo i wymyśliła na to dość nietypowy sposób: zapisaliśmy się na krav magę. Jest to system/styl walki, który celowo ucieka od określenia “sztuka walki”. Jest tak dlatego, że w krav madze z założenia nie ma nic “honorowego” ani artystycznego - nie chodzi o efekt wizualny, tylko prostą i skuteczną samoobronę. Dużo jest ciosów poniżej pasa, ataków bezpośrednio w punkty witalne i ogólnie były to bardzo intensywne treningi. Człowiek szybko inwestuje w ochraniacze - suspensor na krocze jest wymagany od początku. Bardzo lubiłem ćwiczenie o nazwie “czoło-barki-kolana”, które było dość bezpieczną formą sparingów gdzie wystarczyło dotknąć przeciwnika w jedno z tych trzech miejsc żeby zyskać “punkt”. Rozgrzewki były na początku ekstremalnie męczące, treningi miały duży element sportowy. Ćwiczyliśmy też obronę przed nożami (mówiono nam, że w praktyce szanse na przetrwanie są niewielkie, ale istnieją sposoby żeby choć trochę je podnieść) przy pomocy gumowych i plastikowych atrap. I właśnie przez te ćwiczenia na noże odpuściłem sobie po kilku miesiącach treningów - miałem wrażenie że za dużo jest straszenia, a za mało np. ćwiczenia gardy, gdzie ciągle czułem że na początku uczyłem się dużo więcej niż po jakimś czasie. Do tego w trakcie jednej z rozgrzewek wyłamałem sobie mały palec robiąc “taczki”. Wizyta tamtego dnia na SORze to dość zabawna historia, na oddzielną okazję 
Mam też trochę doświadczeń z pływaniem. Technicznie rzecz biorąc, umiem tylko pływać “żabką”, więc np na WFie na studiach trafiłem do grupy początkujących. Miałem za to taki moment w życiu że praktycznie codziennie jeździłem z kimś na Falę i na basenie sportowym szybko doszliśmy do mocno dwucyfrowej ilości basenów - mój rekord to około 80, bez płetw czy rurki. Ostatnio na basenie byłem wczoraj, pierwszy raz po ~2 latach pandemicznej przerwy. Z @marti, żeby jej to miejsce odczarować, bo to był jej pierwszy raz w życiu. Jeśli ktoś ma ochotę się z nami wybrać, polecamy się - w weekendy po południu, w dni robocze jakoś wieczorami.