Sport dla opornych

Hej!

Jak pewnie wiecie jestem dość usportowiona i chętnie podzielę się tym, co wiem o ruszaniu się. Mogę poopowiadać o siłowni, basenie, bieganiu czy rowerkowaniu… Więc jeśli jest coś, o co chcecie zapytać, to walcie smiało, a nuż do czegoś zmotywuję Was :slight_smile:

Background: nie mogłam się ruszać w ogóle do 19. roku życia oraz obecne dolegliwości wymagają ode mnie ruchu. Przeszłam długa drogę, żeby dowiedzieć się, co mi się podoba, a co nie, jak ćwiczyć i jak się motywować do tego, by nie siedziec w domu. Mam teraz plan wziąc udział w triathlonie na dystansie 1/8 Ironmana (475m pływania, 22,5km roweru, 5,25km biegania).

Ja wiem, że wf potrafił być straszny w szkole, a biedainfluencerzy fitnessu są straszni, ale hej, podzielcie się swoimi doświadczeniami i małymi sukcesami :slight_smile:

To może ja spróbuję trochę ruszyć temat, a nuż to zachęci innych do odezwania się :wink:

Ja po doświadczeniach ze szkołą długo byłem zrażony do aktywności fizycznej. Miałem wtedy sporą nadwagę i zwykle byłem ostatni lub przedostatni, w grach zespołowych szło mi fatalnie. Mieliśmy pojedyncze zajęcia ze spoko WFistą pod koniec podstawówki, ale to nie wystarczyło żebym zainteresował się tematem. Byłem chyba nauczony takiej bezradności: “nie, to ciało tego nie potrafi, odpuść sobie”. Nie rozumiałem zależności między ćwiczeniem a poprawą rezultatów.

Gdzieś w ~2 klasie liceum kolega zachęcił mnie do pierwszych prób z odchudzaniem. Szybko zacząłem osiągać naprawdę super efekty, okazało się że mam w sobie spory zapas samokontroli. Ten sam kolega dał znać, że jeśli uda mi się zaangażować w jakikolwiek ruch, efekt będzie jeszcze lepszy, więc poeksperymentowałem… i wybrałem brzuszki. Z tego co rozmawiałem z osobami doświadczonymi WFowo, tradycyjne brzuszki to podobno średnie ćwiczenie do rozwoju sprawności, ale wtedy tego nie wiedziałem więc po prostu próbowałem. I od stanu w którym ledwo byłem w stanie wyrobić jednego i musiałem kombinować jak te mięśnie zmusić do współpracy przeszedłem przez kilka dziennie, pojedyncze coraz większe serie do momentu kiedy zrobiłem ~800 w jednej serii i ~200 w drugiej. Zapisywałem progress i to mnie motywowało, bo odkryłem że jestem w stanie doprowadzić celowo do momentu w którym trochę tych kalorii potrafię wypocić i bardzo mnie to zachęcało do kolejnych eksperymentów. Miałem w rodzinnym domu też mini-siłownię z rowerkiem stacjonarnym oraz bieżnią i z tego co pamiętam, te ćwiczenia też udało mi się odczarować (choć z brzuszkami miałem najlepsze efekty).

Potem na jakiś czas odstawiłem ćwiczenia, nadwaga wróciła i do kolejnego sportowego podejścia zachęciła mnie siostra. Chciała zrzucić parę kilo i wymyśliła na to dość nietypowy sposób: zapisaliśmy się na krav magę. Jest to system/styl walki, który celowo ucieka od określenia “sztuka walki”. Jest tak dlatego, że w krav madze z założenia nie ma nic “honorowego” ani artystycznego - nie chodzi o efekt wizualny, tylko prostą i skuteczną samoobronę. Dużo jest ciosów poniżej pasa, ataków bezpośrednio w punkty witalne i ogólnie były to bardzo intensywne treningi. Człowiek szybko inwestuje w ochraniacze - suspensor na krocze jest wymagany od początku. Bardzo lubiłem ćwiczenie o nazwie “czoło-barki-kolana”, które było dość bezpieczną formą sparingów gdzie wystarczyło dotknąć przeciwnika w jedno z tych trzech miejsc żeby zyskać “punkt”. Rozgrzewki były na początku ekstremalnie męczące, treningi miały duży element sportowy. Ćwiczyliśmy też obronę przed nożami (mówiono nam, że w praktyce szanse na przetrwanie są niewielkie, ale istnieją sposoby żeby choć trochę je podnieść) przy pomocy gumowych i plastikowych atrap. I właśnie przez te ćwiczenia na noże odpuściłem sobie po kilku miesiącach treningów - miałem wrażenie że za dużo jest straszenia, a za mało np. ćwiczenia gardy, gdzie ciągle czułem że na początku uczyłem się dużo więcej niż po jakimś czasie. Do tego w trakcie jednej z rozgrzewek wyłamałem sobie mały palec robiąc “taczki”. Wizyta tamtego dnia na SORze to dość zabawna historia, na oddzielną okazję :wink:

Mam też trochę doświadczeń z pływaniem. Technicznie rzecz biorąc, umiem tylko pływać “żabką”, więc np na WFie na studiach trafiłem do grupy początkujących. Miałem za to taki moment w życiu że praktycznie codziennie jeździłem z kimś na Falę i na basenie sportowym szybko doszliśmy do mocno dwucyfrowej ilości basenów - mój rekord to około 80, bez płetw czy rurki. Ostatnio na basenie byłem wczoraj, pierwszy raz po ~2 latach pandemicznej przerwy. Z @marti, żeby jej to miejsce odczarować, bo to był jej pierwszy raz w życiu. Jeśli ktoś ma ochotę się z nami wybrać, polecamy się - w weekendy po południu, w dni robocze jakoś wieczorami.

2 polubienia

To jest strasznie smutne, że WF jest tak traumatyzujący, ale też mam poczucie, że wiele osób myśli, że to, co jest na WFie to jedyna opcja.

Otóż nie. Poza WFem jest cały piękny świat mniej lub bardziej nietuzinkowych rzeczy. W Łodzi jest klub osób rzucających toporkami chociażby. Naprawdę, Łódź ma świetną ofertę z sensownymi trenerami, którzy z przyjemnością pomogą i wytłumaczą wszystko. Jasne, zawsze można trafić na baranów, ale wtedy idzie się gdzieś indziej.